Byliście kiedyś w swoim życiu kimś takim, że mieliście czyste intencje, prawie że nieskazitelne, bez zepsucia, złych myśli i wszystkiego innego złego, co wrzuca nam do głowy otaczający nas świat?
Ja byłem.
I od jakiegoś czasu już nie jestem.
Ludzie powstają jako tabula rasa. To, jakimi tak naprawdę stajemy się ludźmi, zależy od naszych doświadczeń, przeżyć, tego, co wywiera na nas społeczeństwo, otoczenie, środowisko. Gdyby nie złe intencje ludzi w około i złe doświadczenia, z którymi większość z nas musi się borykać od najmłodszych lat, ludzie byliby dobrzy. Zło to choroba cywilizacyjna. To zepsucie, które źli ludzie przekazują z pokolenia na pokolenie.
Kiedyś uważałem się za nieskazitelnie czystego. I chyba nawet taki byłem. Dzisiaj? Dziś wręcz pozbywam się współczucia, wyższych uczuć w stosunku do ludzi, którzy nie są moimi bliskimi. Bo po co się starać? Jest sens, aby być dobrym w świecie pełnych złych ludzi? Co nam z tego przychodzi, poza rozczarowaniami, ciężkim życiem i złymi wspomnieniami?
A Ty do jakich negatywnych wniosków ostatnio doszedłeś?
X.