czwartek, 10 maja 2012

SzSM: Revisited

Myślałem, że prędzej usunę tego bloga, niż cokolwiek tu napiszę. Myliłem się! Przyszedłem pozamiatać! Gdy teraz patrzę na to, co pisałem wcześniej, zastanawiam się, jak można było tak negatywnie podchodzić do życia i patrzeć w tak niepoprawny sposób na świat. Masakra! Od grudnia zmieniło się wiele i pozostało mało wspólnego z tym stanem, w którym tu pisywałem. Postanowiłem tu zajrzeć, rzucić okiem jeszcze raz na wszystko i podjąć jakąś konkretną decyzję. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, nie usunę tego bloga. Zostawię go jako przestrogę dla innych: dla tych, którzy identyfikują się w jakiś sposób z rzeczami tu napisanymi; dla tych, którzy też dają się dominować smutkowi w swoim życiu; dla tych, którzy nie potrafią się odnaleźć. Niech zobaczą, że smutek wcale nie jest rozwiązaniem. Nie musi nam się wszystko układać w życiu tak jak chcemy, żebyśmy byli z niego zadowoleni. Pamiętajcie: musimy najpierw chcieć być zadowolonymi z życia, żeby móc to osiągnąć! Nie byłem porządnie zdenerwowany od grudnia. Ponadto, od tego czasu nie byłem właściwie smutny. Coraz lepiej sobie radzę ze swoimi emocjami i zdaję się lepiej rozumieć otaczający mnie świat. I tego wam też życzę: pogody ducha, zrozumienia i wyrozumiałości. Powodzenia! Teraz ja trzymam kciuki za was i dziękuję wszystkim, za wasze wsparcie. Czas zamienić się rolami! Bez odbioru! X.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

The journey ends, the journey begins

Przyjaciele! Pozwólcie, że tak się do was zwrócę. W sumie, to przez ostatnich parę miesięcy tak was traktowałem - zwierzałem się z wszystkiego, co mnie boli, starałem się was wysłuchać i doradzić najlepiej jak potrafiłem - więc od tego tytułu się już nie uwolnicie!

Zdaje się, że moja duchowa podróż, jaka była celem tego bloga, dobiegła końca.
Zdaje się, że odnalazłem i pogodziłem się ze sobą i ze światem. Zmieniłem nastawienie, żyję inaczej i... jest mi wspaniale. A co najważniejsze, towarzyszy mi radość. Uwierzyłem w to, że życie jest naprawdę naszym przyjacielem i że należy brać je takim, jakim do nas przychodzi.

W tej sytuacji ten blog nie ma już dla mnie zastosowania. Odbierzcie to jako notkę pożegnalną. Te, które ukazywały się ostatnio, były napisane jeszcze zanim powstał ten tekst. Po jego ukazaniu, na tym blogu nie pojawi się nic nowego aż do czasu, gdy uznam, że jestem na tyle silny i pewny drogi, po której kroczę, że nie zboczę z niej z powrotem w szarość - wtedy to usunę tego bloga na zawsze.

Ale nie martwcie się! Jeszcze się spotkamy - wrócę do was. Być może już jestem między wami, a wy nie zdajecie sobie z tego sprawy? W momencie, gdy to piszę, dopiero wkraczam na swoją ścieżkę, ale do czasu, gdy to przeczytacie, być może już będę wspomagał was na waszych drogach.

Nie żegnam się, bo nigdzie nie odchodzę. Po prostu czas wyjść z szarości w ostre barwy.

Życzę wam, żebyście znaleźli swoje miejsce na świecie i żebyście byli szczęśliwi. I trzymajcie kciuki za mnie, abym wytrwał i nie zwątpił!

X.

16 grudnia 2011

niedziela, 8 stycznia 2012

Słowa gówno warte

Ile są dziś warte słowa? Ile dla kogoś znaczy obietnica, deklaracja, zobowiązanie?

Ludzie mówią, że nigdy nie łamią danego słowa i że to dla nich ważne; mówią inne różne rzeczy i każą Ci w to wierzyć tylko po to, żeby potem pokazać Ci, że to dla nich jest i tak nieznaczące i nic nie warte.

W sumie to czemu ja się dziwię - nic nowego mnie nie spotkało. Zastanawiam się tylko, czemu ciągle, ciągle jestem naiwny i daję się robić w bambuko?

Pytania nie będzie.

X.

sobota, 24 grudnia 2011

Letter to Unity: Peace

When will we have peace? That is the cry upon the lips of the multitude. I hear it. I understand it. The answer is not easy to voice, and it is harder to hear. Peace does not come when the brigands are slain. It is not born with the end of a current War. It does not arrive with the beauty of the spring. Peace is a gift of the grave, and is found only in the silence of the tomb.

wtorek, 13 grudnia 2011

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Psując zepsute

Czy my sami wiemy czego chcemy?

Nieraz bywa tak, że marzymy o czymś, chcemy coś bardzo zdobyć i gdy już nam się udaje, stwierdzamy, że wcale nie jest tak świetnie, jak nam się zdawało, że będzie. Ile razy spełniamy marzenia tylko po to, żeby odkryć, że mogliśmy marzyć o czymś bliższym naszemu sercu...

I skąd mam wiedzieć, że to, czego chcę, to coś, czego chcę, co jest mi na prawdę potrzebne? Skąd mam wiedzieć, że to nie tylko kolejna iluzja, chwilowa zachcianka, a na koniec i tak się okaże, że właściwie to nic takiego i nie ma się na czym skupiać?

W dalszym ciągu zostaje więcej pytań niż odpowiedzi... pomimo tego, że w sumie powinno być odwrotnie...

X.

środa, 23 listopada 2011

Są takie dni

Myślałem, że nieprędko będę w stanie napisać coś na tym blogu. Nie, żebym jakoś specjalnie nie chciał, po prostu myślałem, że nieprędko dokuczy mi nastrój adekwatny do mojej niewesołej twórczości...

Na brak humoru ostatnio narzekać nie mogę. Wręcz przeciwnie! Dzisiaj było tak samo, właściwie od wstania z łóżka w dzień miałem wpisany dobry nastrój... A potem przyszła rzeczywistość.

Niby się nic nie stało. Niby nic, czym miałbym się przejmować. A jednak... Dziwnie zbudowany jest ten nasz świat. Czym więcej o tym myślę, tym więcej smutnych wniosków wysnuwam. I mimo, że wiem, że to naturalne, że tak to już jest, a ja nie powinienem się niczym martwić i przejmować tylko żyć, żyć, żyć, to i tak się zatrzymuję. I myślę...

I chyba myślę za dużo, bo stwierdzam, że najwyraźniej doszukuję się głębszego sensu i ukrytego przekazu tam, gdzie go nie ma. Rozkminiam i rozkminiam i nic z tego nie wynika, a ja pogrążam się w głębszych rozkminach, jak jakiś pseudo-filozof. Może lepiej jest żyć na nieświadomce?

A nad czym Tobie ostatnio chciało się płakać?

X.

piątek, 11 listopada 2011

Każdy boi się czegoś innego

Tak sobie myślę, że ludzie to bojaźliwe stworzonka. Zgodzisz się?

Nie dlatego, że mają jakieś tam swoje mniej lub bardziej małostkowe obawy, dotyczące różnych aspektów ich życia. Chodzi mi o taki jeden, konkretny strach. Który nad nami dominuje, zmienia nasze zachowanie, prawie że wpędza nas momentami w depresje.

Każdy boi się czegoś innego. Jeden śmierci, drugi choroby, trzeci, że nie spełni swoich marzeń. Ja też mam swój wielki, życiowy strach. I mimo, że nie mam ku niemu jakichś szczególnych podstaw, mimo, że wszyscy w około mówią "wyluzuj, nie masz się o co martwić", to ja momentami jestem przez niego zdominowany. Chciałbym móc go pokonać, ale póki co, nie mam jak... i strasznie mnie to wkurza.

A co Tobie spędza sen z powiek?

X.

piątek, 4 listopada 2011

Abzolutny Brak Srosumienia

Macie czasem wrażenie, jakby kompletnie nikt was nie rozumiał? Nie było nikogo, kto podzielałby właśnie ten odpowiedni światopogląd, podejście do życia i te wszystkie bzdety?
Bo ja każdego dnia zdaję się coraz bardziej w to wierzyć.

I zastanawiam się - to ze mną jest coś nie tak, mam pecha, czy co? Żeby kompletnie nikt się nie nadawał do odbioru mojej szacownej osoby? Podejrzewam, że to raczej nie lada wyczyn jest, no ale nie takie rzeczy ludzie robili i pełno ich w około. A jak akurat kogoś potrzeba...

Może po prostu najbardziej trafne określenie odnośnie mojego życia brzmi "porażka". Może w ogóle nie czaje o co w tym chodzi. Może nie rozumiem.
Ale na dobrą sprawę czemu miałbym? Nikt mi tego nigdy nie wytłumaczył, a jestem osobą, która na ogół potrzebuje instruktażu.

A Ty na co marnujesz ostatnio cenny czas swojego życia?

X.

poniedziałek, 24 października 2011

You gotta fight

Zastanawiam się. Czemu ludzie się tak łatwo poddają? Czemu pozwalają, żeby strach przed porażką okazał się silniejszy niż chęć spróbowania, zawalczenia o coś?

Życie nie polega na staniu i rozglądaniu się dookoła. Życie nie polega też na czekaniu, aż rzeczy same zaczną się dziać. Życie polega na tym, żeby próbować, korzystać z tego, co nam daje i nie bać się. Jaka logika jest w zrezygnowaniu z czegoś tylko dlatego, żeby uniknąć ewentualnej porażki? Poddajesz wszystkie przeżycia, wspomnienia, wrażenia, dobry humor, satysfakcje i to wszystko, co może nadarzyć się po drodze tylko dlatego, żeby czasem się nie rozczarować. A czy nie wychodzi na jedno? Że brak tego wszystkiego przynosi jeszcze większy zawód?

Ty. Dlaczego boisz się spróbować? A Ty? Dlaczego nie zaryzykujesz?

Po co tracić czas? Życie nam ucieka przez palce. Mówimy sobie "ja mam czas", ale to nieprawda. Tak nam się tylko wydaje. Marnujemy okazje, szanse, szczęście nam ucieka. Czasem musimy po prostu podkręcić obroty i wejść w pogoń za tym, czego pragniemy, na co mamy ochotę i nie oglądać się za siebie. Potem budzimy się przed trzydziestką/po czterdziestce/na starość*, sami, niezadowoleni, bez perspektyw ani nawet wspomnień czy doświadczeń. Tak właśnie chcesz skończyć?
Dlaczego ludzie tak rzadko zdobywają się na to, żeby zawalczyć o swoje szczęście?

A co Ciebie ostatnio wkurzyło w otaczającym świecie?

X.

* - niepotrzebne skreślić