piątek, 30 września 2011

Prohibition

Mieliście kiedyś kogoś, bliższego czy dalszego, kto miał problem z piciem?

Kiedy tak naprawdę możemy kogoś posądzić o problem alkoholowy? Co jest wyznacznikiem? Czasem w życiu faktycznie bywa tak, że alkohol jest rozwiązaniem... oczywiście na chwilę. Żeby zająć czymś umysł, znaleźć sobie zajęcie zastępcze. Nie zawsze przecież w życiu mamy jakiś widoczny przed oczyma cel. I pod terminem 'alkohol jest rozwiązaniem' rozumiem specyficzny sposób spędzania czasu, który wiąże się z konsumpcją alkoholu, nie picie dla samego picia. Ale czasem ludzie zaczynają przeginać. I co jest tą granicą? Tygodniowy drunk-streak? Zawalanie obowiązków? Robienie rzeczy, których potem trzeba się wstydzić całe życie?

Tak naprawdę alkohol to trucizna. Toksyna, która po prostu wywiera na nas specyficzny wpływ - picie go nie daje nam nic poza pozornym stanem błogości i wyzwaniem dla naszego organizmu, żeby tę toksynę zwalczyć. Dlaczego zatem ludzie piją? Niejeden przeżył straszny 'dzień-po', niejeden powiedział sobie 'nigdy więcej'. A mimo to ludzie piją. Dlaczego? Co takiego daje im alkohol, że są w stanie postawić go na pierwszym miejscu?

Czy to faktycznie może być skuteczna ucieczka od rzeczywistości, problemów? Odciążyć nas, dać ulgę chociaż na chwilę?

A jaki Ty masz sposób na radzenie sobie ze światem?

X.

niedziela, 25 września 2011

Godlike

Znacie ten stan, gdy wierzycie w coś przez długi, długi czas, uważacie, że to tak właśnie jest i wtem jedna myśl, jedno zdanie, jeden gest, jedna sytuacja, jedno cokolwiek, a nagle zaczynasz myśleć "Może byłem w błędzie? Może jednak nie mam racji? Może jest inaczej?".
Od pewnego czasu ten stan mi towarzyszy. I nie mam pojęcia, jak mam się z nim czuć.

Każdy ma jakiś światopogląd, wierzenia, sposób myślenia czy przepis na życie, mniej lub bardziej "swój". Wielu z nas przechodzi przez jakieś zmiany w ciągu naszego życia, mniejsze lub większe. Co powoduje, że akurat mamy takie podejście do spraw, a nie inne? My sami? Otoczenie? Przeżycia?
Mamy już te swoje poglądy, które uważamy za słuszne. I nagle dzieje się coś, z pozoru mało znaczącego, a my zaczynamy się zastanawiać: "Czy mam rację?". Pojawiają się myśli, czy aby na pewno żyjemy w odpowiedni sposób, czy nie powinniśmy czegoś zmienić, zrobić ze sobą. Tylko jak nagle odmienić tak swoje życie? Skąd w ogóle mam wiedzieć, że mam rację i to, co pojawiło się w mojej głowie, to nie tylko jakieś urojenia, sen szaleńca? Coś, co po prostu zapełnia pustkę w sercu, ale tak na prawdę nie istnieje?

Mimo wszystko, nie pokazuję po sobie zmian wewnętrznych. Żyje tak, jak żyłem wcześniej, a przynajmniej tak staram się wyglądać. Po prostu zacząłem być bardziej uważnym obserwatorem i starać się żyć bardziej świadomie. Chciałbym mieć w sobie więcej szacunku dla świata.

A w co Ty ostatnio uwierzyłeś?

X.

niedziela, 18 września 2011

Źli ludzie

Byliście kiedyś w swoim życiu kimś takim, że mieliście czyste intencje, prawie że nieskazitelne, bez zepsucia, złych myśli i wszystkiego innego złego, co wrzuca nam do głowy otaczający nas świat?
Ja byłem.

I od jakiegoś czasu już nie jestem.

Ludzie powstają jako tabula rasa. To, jakimi tak naprawdę stajemy się ludźmi, zależy od naszych doświadczeń, przeżyć, tego, co wywiera na nas społeczeństwo, otoczenie, środowisko. Gdyby nie złe intencje ludzi w około i złe doświadczenia, z którymi większość z nas musi się borykać od najmłodszych lat, ludzie byliby dobrzy. Zło to choroba cywilizacyjna. To zepsucie, które źli ludzie przekazują z pokolenia na pokolenie.

Kiedyś uważałem się za nieskazitelnie czystego. I chyba nawet taki byłem. Dzisiaj? Dziś wręcz pozbywam się współczucia, wyższych uczuć w stosunku do ludzi, którzy nie są moimi bliskimi. Bo po co się starać? Jest sens, aby być dobrym w świecie pełnych złych ludzi? Co nam z tego przychodzi, poza rozczarowaniami, ciężkim życiem i złymi wspomnieniami?

A Ty do jakich negatywnych wniosków ostatnio doszedłeś?

X.

wtorek, 6 września 2011

Za Chwilę Dalszy Ciąg Programu

Hm.

Tym razem (prawie) bez pytań z mojej strony. bo to notka awaryjna.

Wyobraźcie sobie: patowa sytuacja, bez wyjścia. Nie ma ucieczki, nie ma drzwi, nie ma powrotu. Stoisz w miejscu, za plecami zatrzaskują się drzwi, za którymi znajduje się długa, kręta droga, na którą nie możesz się już wrócić, to przeszłość. Z przodu natomiast drzwi, które prowadzą dalej, w drogę, którą nie tyle musisz iść, a raczej co chcesz, bo to twoja przyszłość. Drzwi niestety są zamknięte. Spodziewamy się, kto może mieć klucz, ten właściwy. Nie wiadomo natomiast, jak tego kogoś znaleźć, tudzież jak do tego kogoś dotrzeć, ani gdzie szukać.

Twój ruch. Co robisz?

niedziela, 4 września 2011

Have no fear?

Baliście się kiedyś czegoś tak strasznie, że lęk przed tym towarzyszył wam codziennie, myśli o tym pojawiały się z nikąd, a każdego dnia multum rzeczy przywoływało skojarzenia z tą fobią?
Bo ja tak.

Różnie mówi się o strachu. Ja sam chyba nie wiem, co o nim myślę. Na pewno jest w pewien sposób dobry, o ile nie jest to strach przed własnymi słabościami. Czasem lepiej jest się bać, niż mieć obawy już za sobą, jeśli wiesz o czym mówię. Mówi się, że niektórych rzeczy nie powinno się obawiać, a mimo to, lękamy się ich. Moje pytanie brzmi: boimy się tych właśnie rzeczy, czy skutków, jakie za sobą pociągają?
Sam jeszcze nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi na to pytanie.

Już od dłuższego, dłuższego czasu się nie boję. Bo nie muszę.
I chyba jednak wolałem ten strach.

A z czym Ty nie potrafiłeś się ostatnio pogodzić?

X.

piątek, 2 września 2011

Is anybody out there?

Znacie to uczucie, gdy chcielibyście powiedzieć tak dużo, ale nie mówicie nikomu dookoła, bo po prostu nie potraficie? Albo czujecie, jakbyście się narzucali?
Ja znam. A ostatnio, to aż za dobrze i za często.

Niby są ludzie. Bliscy, rodzina, przyjaciele, kumple. Ale co z tego, bo przecież kto wysłucha? No kto?
Nawet jeśli chcieliby, to zacząć mówić - dziwne uczucie, dziwny stan. Jakoś nie idzie się przełamać. A jak już zbierzesz się w sobie, żeby powiedzieć, to i tak nikt nie rozumie. Niby argumenty z drugiej strony, świeże spojrzenie, ale tak, jakbyście gadali o dwóch różnych rzeczach. Albo okazuje się, że sami mają tyle spraw na głowie, że aż głupio im ją zawracać. Albo i tak nie umieją potem nic powiedzieć. Najgorzej jest wtedy, gdy komuś naprawdę zależy, żeby mógł cię zrozumieć, poznać, żebyś się otworzył. Starasz się, chciałbyś, dajesz z siebie wszystko. Ale nie potrafisz.
Ciężko znaleźć kogoś, kto ma dar zrozumienia danej jednostki w pakiecie.

A z czym Ty nie potrafisz sobie ostatnio poradzić?

X.

czwartek, 1 września 2011

Zawsze gdzieś jest jakiś początek

No tak. Złota myśl na dzień dobry, czyli głębokie wody już na starcie.

Po co tu jestem, co ja tu robię? Hm. Nie wiem, czy sam do końca to odkryłem. Na pewno jestem tu po to, żeby lepiej poznać samego siebie. Przy okazji też mam zamiar poddać się autoterapii, wylewając tu moje myśli i stojące za nimi uczucia.
Udaję, że nie zależy mi, żeby ktokolwiek to czytał, ale gdyby tak było, to przecież nie zamieszczałbym tego w Internecie. Mógłbym popisać do poduszki, czy coś. A potem ukryć to na dnie szuflady, albo w najciemniejszych zakamarkach jakiegoś nośnika pamięci elektronicznej. Ale jestem tutaj, a Ty najwyraźniej to czytasz, więc to musi znaczyć, że przekonałem/przekonuję się na temat anonimowego ekshibicjonizmu emocjonalnego. Jak już się przekonam, to dam znać, czy było warto.
W sumie, to sam się zastanawiam - czy chodzi tu bardziej o przelanie jakiejś energii (myśli), czy bardziej o wymianę tych myśli z kimś, kto dysponuje świeżym spojrzeniem na sprawę i z kim w życiu nie wymieniłem ani słowa, ani spojrzenia?



Taa. Teraz mam już pewność, że to ekshibicjonizm.



Bo najważniejsze, to żeby być szczerym. Przede wszystkim ze sobą. Ale z innymi też.
A do czego Ty, drogi Czytelniku, potrafiłeś dziś przyznać się przed samym sobą?

X.