Znacie to uczucie, gdy chcielibyście powiedzieć tak dużo, ale nie mówicie nikomu dookoła, bo po prostu nie potraficie? Albo czujecie, jakbyście się narzucali?
Ja znam. A ostatnio, to aż za dobrze i za często.
Niby są ludzie. Bliscy, rodzina, przyjaciele, kumple. Ale co z tego, bo przecież kto wysłucha? No kto?
Nawet jeśli chcieliby, to zacząć mówić - dziwne uczucie, dziwny stan. Jakoś nie idzie się przełamać. A jak już zbierzesz się w sobie, żeby powiedzieć, to i tak nikt nie rozumie. Niby argumenty z drugiej strony, świeże spojrzenie, ale tak, jakbyście gadali o dwóch różnych rzeczach. Albo okazuje się, że sami mają tyle spraw na głowie, że aż głupio im ją zawracać. Albo i tak nie umieją potem nic powiedzieć. Najgorzej jest wtedy, gdy komuś naprawdę zależy, żeby mógł cię zrozumieć, poznać, żebyś się otworzył. Starasz się, chciałbyś, dajesz z siebie wszystko. Ale nie potrafisz.
Ciężko znaleźć kogoś, kto ma dar zrozumienia danej jednostki w pakiecie.
A z czym Ty nie potrafisz sobie ostatnio poradzić?
X.
Nie mogę zaprzeczyć. Mam cudowne przyjaciółki. :)
OdpowiedzUsuńCzęsto zdarza się tak, że osoby, na których bardzo nam zależało, mówiliśmy im wszystko, teraz mają nas gdzieś i nie wątpię w to, że zawsze mieli, tylko przybierali dobry kamuflaż do złej gry. Tyle razy się sparzyłam, tyle razy cierpiałam, ale to chyba teraz owocuje w to, że jestem konsekwentniejsza, lepiej dobieram sobie osoby, z którymi chce żyć.
Wiesz, dobrym sercem byłam zawsze. Tak wiem, jak to nieskromnie brzmi, ale byłam chyba za dobrym... Chciałam pomagać innym, sobie nie mogłam, nie potrafiłam wręcz. I teraz to zauważam. Oni czerpali ze mnie korzyści, a ja starałam się uporać i nieść na swoich barkach, problemy ich i swoje. To wypalało kompletnie. Czas było podjąć decyzję, odciąć od siebie pewne znajomości, by zaistnieć i odsapnąć.
Mam emailowego przyjaciela, chłopaka z którym wymieniam internetowe listy. Zdaje sobie, jak to śmiesznie musi brzmieć. Najlepsze jest w tym wszystkim to, że w ogóle się nie znaliśmy, a już potrafiliśmy sobie pomóc. To cudowne. Niekoniecznie ktoś musi siedzieć przy nas, by sprawić, że będziemy naprawdę szczęśliwi i oczyszczeni.
Gdybyś chciał, służę pomocą i radą.
Chyba znów piszę zbyt wiele. Tak więc najlepiej będzie, jak skończę pisanie tego komentarza już za chwilę.
Oczywiście obserwuję, bo masz świetnego bloga i będę tutaj wpadać (częściej niż Ci się wydaje)!
Trzymaj się :)
Wiesz... szczerze mówiąc wolałabym stać bezczynnie w miejscu i odkrywać samą siebie, powoli, z biegiem czasu, niż ganiać za priorytetami, których wcale nie wyznaje. Nie uznaje tego "muszę być taka jak inni", w życiu. Chcę dążyć do wyjątkowości, chce mieć w sobie coś, co przykuwa, co sprawia, że będę z czymś identyfikowana, ale raczej nie z nowymi markowymi butami, które są w modzie, nawet nigdy takowych nie miałam... Nawet tego nie żałuję. Chodzi mi jedynie o to, że ludzie idą razem z całą falą szumu, modu, wyznań np. kto fajniejszy, a kto nie.
OdpowiedzUsuńNa co byłby Ci przyjaciel, który i tak miałby gdzieś Twoje problemy i nawet nie chciałby pomóc Ci ich rozwiązać?
Wiesz, poniekąd wiem co czujesz. Mnie samej często trudno otworzyć się na moje przyjaciółki, chociaż znam je szmat czasu. Nie chce pokazać swojej bezsilności. Staram się sama sobie poradzić. Odrzucam podawaną mi rękę, chce pomóc sobie sama.
Tak jak mówisz, ten kolega od listów, nie znał mnie przedtem, poznał mnie taką jaką jestem teraz, aktualnie. Poznał mnie jako osobę, którą zdążyłam się stać, dorosłam i to w szybkim czasie. Niekiedy znajomi pytają mnie, od kiedy zachowujesz się tak dorośle? Szczerze mówiąc, nie wiem co im odpowiedzieć. Stało się i już.
A on opiera się na wszelkich informacjach, jakie udało mu się ze mnie wyciągnąć. Zresztą ja podobnie. Nie wiem, czy moje słowa mu pomagają, czy wprowadza moje rady w życie, ale same podziękowanie z jego strony to dla mnie uż ogromna satysfakcja.
Mój blog, chociaż ma zniewalająco dużo (jak na mnie i wszystko co się tam znajduję) obserwatorów, mam może z 10 stałych. Dla niektórych to jedynie kliknięcie i tyle. Ja lubię powracać do ulubionych blogowiczów. Nawet nie wiesz ile już zdołałam z nich wynieść.
Natomiast Ty działasz na moją moralność. Dajesz do myślenia, tymi pytaniami, na które ot tak nie zna się odpowiedzi, ale po dłuższym zastanowieniu, przy wsłuchaniu w ulubioną muzykę, odpowiedź przychodzi. Te "trudne pytania" nie są przyjemne, kiedy trzeba się przyznać do czegoś złego, nieprzychylnego. Ja lubię na nie odpowiadać sobie samej, godzić się z tym co było i rozmyślać nad tym co będzie.
Kolega od listów napisał, że przyjacielem się jest, nie można nim zostać z czasem...
To ważne zdanie, przynajmniej jak dla mnie.
Nie lubię tajemnic, więc może dokończysz zdanie tym samym uronisz rąbek tej tajemnicy?
Od razu mówię, że ciekawska ze mnie bestia.
To ja Tobie dziękuję, że wszedłeś na mojego bloga i skomentowałaś inaczej chyba bym na Twojego nie trafiła, chociaż nie wiadomo.
Ciekawa z Ciebie istota, nie powiem. :)
PS. Nie każ mi pisać tyle ile chce, bo ja tak mogę be końca, jeszcze mając tak ciekawego odbiorcę to bym bardziej. :)
Z góry przepraszam, za jakiekolwiek błędy, bądź nie składne zdania gramatycznie, ale piszę w pośpiechu, by o niczym nie zapomnieć Ci napisać...
przeczytałam raz jeszcze, przepraszam za te błędy i literówki...
OdpowiedzUsuńw drugim akapicie od dołu oczywiście miało być skomentowałeś!
strasznie mi głupio, przepraszam. :)
Ja? Ja ostatnio nie potrafię sobie poradzić z moim życiem. Przecież wiem co powinnam zrobić, jak się zachować, co powiedzieć... Odwlekam jak najbardziej to co powinnam zrobić już dawno, jestem marnym człowiekiem, który boi się samotności. I poznałam kogoś z kim dzieliłam wszystkie smutki, radości, zwątpienia i łzy... A teraz pozostały już tylko łzy.
OdpowiedzUsuńI masz rację, czasem jest cholernie trudno odpuścić. Nie wiem jak to zrobić...
Oczywiście, że to będzie wracać, mam tego świadomość. Oczywiście, że mam. Wiem, że nigdy nie zapomnę, wiem, że jeszcze przyjdzie tysiąc łez, ale jak napisałeś, trzeba iść dalej, zaakceptować koniec, i z całych sił pragnąć przyszłości. Był czas kiedy myślałam, że przyszłość to najgorsze co może mi się przytrafić, co za paradoks! Teraz mam świadomość, że tylko przyszłość jest szczęściem. "Bo ważne są dni, których jeszcze nie znamy". To takie moje małe motto, i tego będę się trzymać.
OdpowiedzUsuń