Mieliście kiedyś kogoś, bliższego czy dalszego, kto miał problem z piciem?
Kiedy tak naprawdę możemy kogoś posądzić o problem alkoholowy? Co jest wyznacznikiem? Czasem w życiu faktycznie bywa tak, że alkohol jest rozwiązaniem... oczywiście na chwilę. Żeby zająć czymś umysł, znaleźć sobie zajęcie zastępcze. Nie zawsze przecież w życiu mamy jakiś widoczny przed oczyma cel. I pod terminem 'alkohol jest rozwiązaniem' rozumiem specyficzny sposób spędzania czasu, który wiąże się z konsumpcją alkoholu, nie picie dla samego picia. Ale czasem ludzie zaczynają przeginać. I co jest tą granicą? Tygodniowy drunk-streak? Zawalanie obowiązków? Robienie rzeczy, których potem trzeba się wstydzić całe życie?
Tak naprawdę alkohol to trucizna. Toksyna, która po prostu wywiera na nas specyficzny wpływ - picie go nie daje nam nic poza pozornym stanem błogości i wyzwaniem dla naszego organizmu, żeby tę toksynę zwalczyć. Dlaczego zatem ludzie piją? Niejeden przeżył straszny 'dzień-po', niejeden powiedział sobie 'nigdy więcej'. A mimo to ludzie piją. Dlaczego? Co takiego daje im alkohol, że są w stanie postawić go na pierwszym miejscu?
Czy to faktycznie może być skuteczna ucieczka od rzeczywistości, problemów? Odciążyć nas, dać ulgę chociaż na chwilę?
A jaki Ty masz sposób na radzenie sobie ze światem?
X.
Chciałabym, żebyś uporządkował mi myśli...
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tego wpisu, znów się rozszalały.